Miłość na Tinderze
Miłość na Tinderze zdarza się, ale Tinder to aplikacja do szybkich randek, które kończą się w łóżku.
Znasz aplikację Tinder? Nie? To nie martw się opowiem ci o niej, w tym poście.
Do napisania tego postu, skłoniła mnie lektura książki „50 twarzy Tindera” autorstwa Joanny Jędrusik.
Sama też od kilku lat (!) mam tą aplikację „Tinder” na swoim telefonie. A dziś cieszę się, że trafiłeś do mnie na blog o miłości, związkach i stylu życia, a także o modzie.
Moje początki
Ja o aplikacji Tinder dowiedziałam się od psychologa. On wręcz wyraził się, że bycie na Tinderze, jak jesteś singielką, jest normą. Wręcz budzi zdziwienie jego nieznajomość i brak używania.
Joanna, bo tak będę wyrażać się o Joannie Jędrusik, zaczęła swoją przygodę z Tinderem, jak jej 8 letni związek z mężem, przeszedł do przeszłości. Jeszcze przed skierowaniem sprawy do Sądu o rozwód, Asia założyła tam konto , no i popłynęła. Przez 2 lata była czynnym użytkownikiem Tindera,
Ja do dziś mam aplikację, a przez nią przeżyłam historię z oszustem matrymonialnym, o którym pisałam tu:https://chicbykate.com/oszust-matrymonialny-vol-2/

Jaki jest Tinder?
Na początku Tinder daje Ci dużo pozytywnych atrakcji. Nagle stajesz się mega atrakcyjną kobietą, niezależnie od wieku, w oczach mężczyzn. Twój profil staję się wręcz bestsellerem na półce w księgarni, wyeksponowanym na stoliku, tuż po wejściu do Empiku.
Mężczyźni wybierają Cię „w prawo” i robią match. Ty z atrakcyjnymi zdjęciami, stajesz się najpiękniejszą kobietą na świecie. Na czacie leje się słowny „miód niczym jak balsam na zranioną duszę”. Zaczynasz być „rozrywana” od zaproszeń na randki. Nagle brakuje Ci wolnych wieczorów do spotkań z tymi, którzy zaraz chcą „iść na kawę” w wersji dla kobiet, a mężczyźni chcą z Tobą pić piwo, nieważnie gdzie, lecz nie pod sklepem monopolowym.
Joanna swoje początki opisuje porównując je do gry w RPG. Zbudowała swój profil w najlepszy sposób, porównując go to do tworzenia postaci, na spotkaniach z mężczyznami, grającymi w RPG.
Zdjęcia na Tinderze
Miłość na Tinderze, zaczyna się od pokazania siebie, od jak najlepszej strony. A że profil, buduje się na podstawie zdjęć, i to zdjęcie decyduje, czy jakiś facet Ciebie wybierze, więc zaczynasz szukać fotek, gdzie jesteś najzgrabniejsza.
Nagle siedzisz przed telefonem i robisz sobie korzystne selfi, bez podbródka, w pełnym makijażu, robiąc dzióbek, żeby twarz była smukła.
Joanna miała kilka zdjęć, stawiając na jego aktualność i realność. Nie używała filtrów, nie fotografowała się na ulicy, nie pozowała na tle czyjegoś, atrakcyjnego Mercedesa, nie pokazała się w stroju kąpielowym, gdzieś na piasku imitującym taki, jak na Bali.
Była księżniczką, według popularności matchowanych profili mężczyzn.
W odróżnieniu od Joanny, ja mam zdjęcia z okularach, w swetrach, w przymierzalni, w ładnej sukience z H&M i z dziubkiem, na tle firany, która akurat była korzystnym tłem.
Wyszłam z założenia, że prawda sama się obroni. A pokazywanie swojego tyłka czy dekoltu może mi przysporzyć więcej problemów niż zysków.

Tinder i jego reality
Na Tindera logują się ludzie, którzy są ,w trudnych momentach życia ich życia.
Są to osoby, które przed chwilą rozstały się. Są to rozwodzący się małżonkowie, ludzie nagle stają się samotni, w dużym mieście.
Tinder do dobre miejsce dla introwertyków, którzy w życiu by nie zaczepili drugiej osoby na mieście.
Tinder do też idealne miejsce dla ludzi, którzy chcą tylko seksu.
Pełno tam też jest seksoholików, którzy na odwyku, nie chcą iść do burdelu, tylko w tani sposób, po godzinie picia kawy, idą z Tobą albo do domu albo do hotelu i konsumując tę znajomość.
Konsumpcja to też dobre słowo, żeby określić charakter tych znajomości.
Tam nie ma miejsca na miłość, tam jest czysty i atawistyczny instynkt mężczyzny, który chce Cię zdobyć, by dla paru minut gry miłosnej, na hotelowym prześcieradle, poczuć spełnienie seksualne.
Piszę to oczywiście z punktu widzenia kobiety, która szuka match’y z mężczyznami.
Ale wracając do tematu, Ja nie mam takiego doświadczenia, jak Joanna.
Wręcz faceta zbijałam z tropu, mówiąc wprost, dużymi literami, że „szkoda twojego czasu i nie prześpisz się ze mną”.
Joanna była w innej sytuacji. Przez 8 lat miała nudę w związku małżeńskim.
Więc jak poczuła, że jest wolna, też w sensie fizycznym, ochoczo zdobywała doświadczenie w seksie, uprawiając tą gimnastykę z facetami.
Nie wiem ile miała randek które kończyły się w łóżku, ale większość znajomości z Tindera, opierało się na seksie.
Było to płytkie, bez przyszłości, dawało chwilowe uczucie dowartościowania się.
Na Tinderze, ona tego doświadczyła, że są ludzie z problemami psychicznymi.
Ale spokojnie, z panem w kombinezonie z paskami, raczej nie poznasz się. Są to ludzie, którzy są w depresji, lub z innymi zaburzeniami psychicznymi, którzy są samotni i szukają drugiej osoby, do wyzdrowienia.
Bo jak masz depresję, to nie masz powodu do wyjścia z łóżka.
A jednak randka z Tindera, zmusza Cię jednak do wyjścia z niego, wyszykowania się i pójścia na miasto. Lecz jak ktoś tonie w depresji, to często randka kończy się niezapowiedzianie. Pan Ci mówi, że mu źle i znika z lokalu. Tego doświadczyła Joanna, dzieląc się jeszcze innymi historiami, jak z litości rozmawiała z takimi mężczyznami i z poczucia winy, przytulała ich do siebie.
Miłość na Tidnerze uzależnia
Ja nie mam syndromu Tindera, bo na randkach z Tindera byłam może z 20 razy, za to Joanna zaliczyła ich może z 200-300 razy.
Wciągnął ją Tinder. Siedziała na tej aplikacji w dzień i w nocy, nieważne czy w domu czy w pracy. Tinder wyleczył ją z kompleksów, chciała słyszeć mnóstwo komplementów, więc umawiała się z coraz większą ilością mężczyzn. Randki, żeby były udane, wymagały od niej pielęgnacji swojego ciała, zakupów mnóstwa bielizny, no i na spotkaniach wypijała dla lepszej atmosfery albo wina albo piwa. A jak randka kończyła się fiaskiem, to jeszcze, szok po randce, poprawiała alkoholem w domu. Tak więc, przez Tindera możesz albo sama być w nałogu jego użytkowania, ale też możesz uzależnić się od shoppingu, używek i adrenaliny, która pojawia się w momencie tych pierwszych 5 sekund, jak widzisz kogoś nowego, ale po raz pierwszy w swoim życiu, i jak z Tindera, to jest duże prawdopodobieństwo, że to ostatnie spotkanie.

Na Tinderze nie tylko jest miłość ale doświadczasz też porażek
Ja miałam raz taką sytuację, gdzie po 10 minutach chciałam uciec ze spotkania. Facet bez krępowania się, zadawał mi wprost pytania o mieszkanie. Jak mieszkam, gdzie mieszkam, z kim mieszkam i ile mnie kosztuje- używanie tego mieszkania. Od razu poczułam, że jest bezdomny, bo rozwód go ogołocił. A ja poczułam się wykorzystana, bo moim kosztem facet szukał stancji, bez opłat i z seksem za darmo. Śmieszne, nie? Ale taki jest Tinder.
Joanna, może nie była pomylona z Matką Teresą z Kalkuty ma paru metrach kwadratowych, ale też miała liczne porażki, na randkach.
Albo pakowała się w otwarte związki, gdzie pan miał układ ze swoją partnerką. Albo miała sytuacje, że z kimś rozmawiała parę tygodni i z tego czatu nic nie wynikało, tylko usunięcie jej z kolejki na czacie.
Można też przeżyć znajomość, która nie kończy się na pierwszej randce, ale po 3 miesiącach możesz być nagle porzucona, bez przyczyny. Nagle facet nie odbiera Twoich telefonów, nie odpisuje na smsy, by w końcu zniknąć jak kamfora, z Twojego życia.
Joanna opisuje to, jako „90 dni na zwrot towaru”. Często znajomości z Tindera są albo krótsze albo trwają max do 90 dni, tak by bez podania przyczyny, zwrócono Ciebie do sklepu, bo się skonsumowało atrakcyjność przedmiotu i stwierdziło że nie pasuje ona klientowi.
Na początku płakała, ale później znieczuliło ją to tak mocno, że sama takie numery odwalała.
Bo Tinder jest jak sklep. Wchodzisz i w prawo kogoś akceptujesz, poznajesz i okazuje się, że nie masz na tą osobę ochoty, więc wracasz do półki sklepowej i odkładasz. Albo w lewo idziesz i nie zwracasz w ogóle uwagi na faceta i brutalniej robisz to, na co masz ochotę, wychodząc ze sklepu z paragonem i powracasz po 90 dniach, tylko po to, go oddać, bo ci się znudził.
Powód zwrotu nie musi zaistnieć, nie musisz się tłumaczyć a już tym bardziej nie musisz się przed tą osobą tłumaczyć, tylko wchodzisz na Tinder’a i usuwasz czat z nią, kończąc to koncertowym pląsaniem pomiędzy kolejnymi profilami z nadzieją na złowienie kolejnego łosia czy sarenki. Kobiety przeżywają ten moment bardzo, bo takie zachowanie bije w ich poczucie wartości. Facetowi natomiast, przychodzi to o wiele łatwiej, bo jest myśliwym i cały czas ma w sobie głód zdobywania kolejnych misiów, wróbelków, foczek i sroczek.
Miejmy też świadomość tego, że Tinder jest otwarty 24 godziny na dobę. Ma atrakcyjny asortyment, bez końca możesz oglądać profile i nie przeszkadza on w umawianiu się na kolejne randki, mimo bycia w związku małżeńskim, czy konkubinacie.
Więc możesz być „kupiona” za kawę z ciastkiem w barze, możesz być wymieniona na lepszy model, możesz być skonsumowana w łóżku, albo nie spełniać oczekiwań klienta, by w końcu być zwrócona bez podania przyczyny, bo panu się albo znudziłaś albo nie jesteś tak atrakcyjna, jak kolejna dupa z Tindera.
I tak, ja określam takie osoby pojęciem „dupa”, zaś Joanna posługuje się bardziej wulgarnymi pojęciami, bo Tinder czy w krótszej czy w dłużej perspektywie, opiera się na atrakcyjności, a często jest nią nasza 4 literowa część ciała.

Tinder kryje za sobą niebezpieczeństwo
Z mojego doświadczenia wiesz, że Tinder skojarzył mnie z oszustem matrymonialnym, z USA. Facet chociaż pokazał swoje oblicze, widziałam, że to ten sam facet ze zdjęć a nie jakiś murzyn z Afryki, ale on wobec mnie, miał zamiar oszukania mnie na pieniądze a nie na miłość na Tinderze . Chciał wyciągnąć ode mnie 4000 dolarów, za prezent, którego sobie ani nie życzyłam ani nie oczekiwałam. W porę opamiętałam się, a moje konto bankowe nie zostało ogołocone, przez naiwność.
Joanna natomiast ostrzega przed innym niebezpieczeństwami. Wręcz pisze, że bez zachowania ostrożności, możesz zostać zgwałcona przez faceta. Możesz też spotkać stalkera, który zniszczy Twoje poczucie bezpieczeństwa. Ostrzega też przed zbyt szybkim zapraszaniem facetów do swojego domu, oraz nie podawanie swoich danych, przy różnych okolicznościach. Świrów nie brakuje w naszym otoczeniu, mimo tego nie wolno się bać.
Nie bój się po randce iść na Policję i zgłosić gwałt na swojej osobie. Nie bój się zawiadomić Prokuraturę, że jakiś facet stalkuje Ciebie. Nie bój się w końcu iść na Policję i zgłosić przestępstwo oszustwa na pieniądze, jeśli zrobiłaś ten nieszczęsny przelew. Policja już zna takie przypadki, toczą się takie sprawy w Prokuraturze i nie jest wstydem przyznać się, że te problemy pojawiły się w związku z tym, że jesteś na Tinderze i stamtąd poznałaś oprawcę tych zakazanych czynów.
Czym w końcu jest Tinder?
Joasia na 180 stronie swojego bestselleru książkowego pisze, że:
„Tinder to supermarket z ludźmi. Wszystko jest trochę sztuczne. Użytkownicy w opisach na potęgę oszukują, zawyżają lub zaniżają wiek, fotoszopują zdjęcia. Podobno kobiety fotoszopują się dużo bardziej, w dodatku mogą się umalować tak, żeby ukryć tak zwane niedoskonałości urody. Koledzy nagminnie mi opowiadają, że na randki przychodzą dziewczyny zdecydowanie niewyglądające na osobę znaną ze zdjęcia.”
Zaś od damskiej strony, Joasia pisze:
„Moje doświadczenie jednak pokazuje, że faceci też nie są święci i już dawno odkryli, że większość apek do zdjęć wygładza twarz, odchudza tyłek, usuwa worki pod oczami i wybiela się zęby.”
Bo Tinder według niej:
„Skoro ludzi na Tinderze wybiera się jak produkt, to ukrywanie przed konsumentem wad towaru, jest właściwie zupełnie normalne i wpisane w sam ten proces.”
Jak sama czytasz, według niej Tinder to supermarket. I ja też tak sądzę. Jakoś trzeba było napisać kod tej aplikacji tak, że możesz tylko dokonać wyboru „w prawo”, albo „w lewo”. Ale to niesie za sobą niebezpieczeństwo konsumpcjonizmu. Bo o człowieku nie wiesz nic, decyduje tu na początku zdjęcie i bezrefleksyjnie przebierasz w tych profilach, nie czytając o tej osobie nic. Stąd w tej aplikacji nie jesteś człowiekiem, tylko zdjęciem, produktem informatycznym, który na przetrwanie ma może pół sekundy, a może mniej.
Na Tindera możesz wejść jak jesteś w dobrym nastroju, jak Cię ktoś wkurzył, albo nudzisz się i błądzisz po tej aplikacji od zdjęcia do zdjęcia. Nie ma w tym żadnej miłosnej poezji, tego drgania serca, jak w realnym świecie. Nie ma przeszywającego spojrzenia, które przyprawia Cię o ten miłosny dreszcz. W końcu na Tinderze ludzie załatwiają różne interesy. Kobiety chcą znaleźć miłość na Tinderze, mężczyźni chcą seksu z kobietą, z którą zmatchowali się. Znam historie ludzi, którzy znaleźli przyjaźnie, kolegów, sąsiadów a nawet rekrutowali się do jakiejś pracy.
Ale ludzi, którzy znaleźli tam miłość, taką jak z bajki, jest bardzo mało, o których ja tylko czytałam w internecie.
Ja znów na Tinderze znalazłam rozczarowanie, utraciłam wiarę w szczere intencje mężczyzn, zostałam zmierzona miarą atrakcyjności w łóżku, bo propozycji seksu miała kilka razy, prawie udzielałam porad prawnych i nawet byłam egzaminowana z wiedzy o programowaniu i stosowania skutecznego seo, dla jakiejś firmy, z której pan pochodził.
Zapytasz więc, po co tam jestem? Otóż jestem tam po to, żeby eksperymentować, zbierać historie ludzi i pisać o nich, ostrzegać inne z nas, które naiwnie szukają miłości na Tinderze.
Bo mój blog o miłości, związkach i stylu życia, a także o modzie, ma pewną misję. Chcę przekazać wiele informacji z zakresu psychologii oraz konkretną wiedzę o oszustach matrymonialnych, w tym na Tinder’ze, by mniej z Nas było rozczarowanych i zranionych przez Tindera.

To bardzo ważne, by zdawać sobie sprawę z tego, że możliwe są tam też niebezpieczeństwa.